W podstawówce nie mogłam się doczekać, żeby dorosnąć.
Naiwnie myślałam, że wtedy będę mogła wszystkim mówić co mi się będzie rzewnie
podobać, bo już nie będę się bać nauczycieli, wizyty na dywaniku u dyrektora
czy wezwania rodziców do szkoły. Od wejścia w dorosłe życie minęła prawie
dekada, nauczycieli zastąpił pracodawca, a wolności słowa nadal brak. Czasem
powiem co myślę, a zaraz potem obawiam się czy dobrze zrobiłam, niepokój
odczuwam ten sam co w szkole, nieprzyjemne uczucie, że zaraz czeka mnie bądź co
bądź stresująca rozmowa z szefem, a co gorsze wypowiedzenie, czasami tak się
nakręcam... stres towarzyszy nam przez całe życie: szkoła czy praca. Niby w
szkole uczysz się dla siebie, ale po co? Żeby znaleźć dobrą pracę, w której jak
już się znajdziesz to drżał będziesz o tą ciepłą posadkę (choć i nie tak fajna,
inspirująca, motywująca i nie tak dobrze płatna jakbyś chciał), ale strach
przed nieznalezieniem lepszej wygrywa. I co, tak mija nam życie na nauce i
pracy, a dom, rodzina, najbliżsi są od 18 do 22, potem sen i znowu do pracy, a
weekendy mijają tak szybko, że aż za szybko... wczoraj rozmawiając z moim chłopakiem, o tym jaka czuję się ostatnio zestresowana w pracy,
powiedział: „czemu się denerwujesz, życie jest tu, nie tam” eh, powaliły mnie
te słowa: takie proste i oczywiste, i wiem, że to prawda i przez chwilę
odczuwam ulgę i stres odpływa, kończę rozmowę i znowu dzwoni szef, wszystko
wraca do początku, a chciałabym tak bardzo wbić sobie do głowy te mądre słowa
mojego chłopaka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz