czwartek, 25 października 2012

Bukareszt vol. 2

Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w stolicy Rumunii. Wychodząc z hotelu w stronę Parlamentu - II największego budynku na świecie, zaraz po Pentagonie! - zrobiliśmy sobie 5 km spacer jedną z wielu głównych alei znajdujących się w centrum miasta.
 
 Bukareszt to miasto fontann - pięknych, ale niestety w większości zaniedbanych.

Ogromny budynek robi wrażenie, zwłaszcza, że czas potrzebny na obejście jego ogrodzenia to 1 godzina, czyli wnioskuję, ze ma w obwodzie jakieś 6km...
 Z przodu zadbany, na tyłach prace remontowe i ogólny nieład.
Miły akcent - w budynku Parlamentu odbywała się wystawa prac młodych projektantów z Polski :)
Po całodniowym zwiedzaniu padaliśmy z nóg, ale jeszcze jeden cel mieliśmy przed sobą. Cel, do którego dążyłam od początku naszego przyjazdu do Rumunii – ciorba de burta :D Niestety nie tak łatwo znaleźć prawdziwą rumuńską restaurację w kosmopolitycznej stolicy. Rozglądając się za miejscem, gdzie zaserwowano by nam tą typową rumuńską zupę, musieliśmy wyglądać na nieźle zdezorientowanych, bo podszedł do nas jakiś Amerykanin i spytał czego szukamy. Wskazał nam jedną z bocznych uliczek i po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że w tym mieście wszystko co dobre jest jeszcze lepiej ukryte.
 
Obiekt mojego zainteresowania, a po spróbowaniu - także uwielbienia: ciorba de burta, czyli flaki w zupie śmietanowo-czosnkowej z dodatkiem ostrej papryki i octu: mniaaam!!! Papryczka widoczna na zdjęciu była tak ostra, ze nie dałam rady jej zjeść.
Mój chłopak zamówił danie regionu mołdawskiego: mamałygę, czyli zaparzoną kukurydzę (druga rzecz, której trzeba spróbować będąc w Rumunii), na niej biały ser i jajko sadzone, a do tego różne rodzaje posiekanego mięsa. Bardzo dobre i syte.
Po tym posiłku byliśmy bardzo najedzeni, ale kelner postanowił zrobić nam niespodziankę i na koszt firmy zaserwował nam deser: poniższy naleśnik z jabłkami - z grzeczności zjedliśmy tylko jedną porcje na pół. Było dobre, ale co za dużo to niezdrowo...
A oto obiekt naszych westchnień: Restauracja "La Mamaia Ioana". To miejsce zapamiętam do końca swojego życia :)
Podaję adres, gdyby ktoś jednak wybierał się do Bukaresztu:
Str. Mendeleev nr 3, Sector I (niedaleko przystanku metra i autobusów na Piata Romana)

3 komentarze:

  1. Niedzielna "wizyta" w Bukareszcie zakończona ;)) Świetny miniprzewodnik, aż by się chciało spakować walizki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami warto odwiedzać miejsca mniej znane turystycznie, można się mile rozczarować :)

      Usuń